Być jak Robinson Crusoe – Gili

Opublikowano : 21 września 2014

Być jak Robinson Crusoe, no może prawie, bo oprócz nas jest tu jeszcze trochę ludzi. Białe plaże oblane turkusowym morzem, przepiękna rafa koralowa pośród której pływają tęczowe ryby, piasek we włosach, sól na skórze, gorące promienie słoneczne oplatające całe ciało. Wyspa Gili Meno – nasz raj na ziemi.

Gili Meno plażaPo dwóch miesiącach podróży postanowiliśmy odpocząć, nie mogliśmy się doczekać, aż w końcu dotrzemy na osławione Bali, odpoczniemy na plaży i będziemy pływać w błękitnych wodach oceanu. Niestety nie znaleźliśmy tu czego szukaliśmy, zamiast tego znaleźliśmy tylko kłopoty – ale o tym w następnym wpisie. Postanowiliśmy uciec z Bali na maleńkie wyspy Gili i to był strzał w dziesiątkę. W końcu znaleźliśmy miejsce, którego szukaliśmy. Pierwszy przystanek na Gili Trawangan – najbardziej rozwinięta spośród trzech wysp, z restauracjami, barami i klubami ciągnącymi się wzdłuż plaży, choć turystów jest tu całkiem sporo, to miejsce to nie przytłacza tak jak Kuta na Bali, panuje tu typowo wakacyjno-luzacki klimat. Najbardziej spodobał się nam na wyspie nocny bazar z licznymi stoiskami z tanim, a za razem pysznym jedzeniem: krewetki, rybka z chrupiącą skórką, grillowany kurczak, a na deser naleśniki w czekoladzie z mielonymi orzeszkami ziemnymi – palce lizać! Jednak naj… naj… najbardziej zachwyciły nas gwiazdy pod stopami. Pewnie zastanawiacie się co mam na myśli. Sami byliśmy zaskoczeni jak to zobaczyliśmy. Przechodzimy w nocy wzdłuż plaży, a na piasku w naszych odciskach stóp pojawiają się świecące na niebiesko punkciki, plaża zaczyna wyglądać jak rozgwieżdżone niebo. To plankton wyrzucany przez fale na brzeg, który pod naciskiem naszych stóp zaczyna świecić. Widok niesamowity, tańczyliśmy i skakaliśmy, aż całe nasze stopy zaczęły świecić na niebiesko.

Na Gili Trawangan spędziliśmy dwa dni, po czym przepłynęliśmy na sąsiednią wysepkę Gili Meno. Turystów jest tu dużo mniej, plaże nie są Gili Meno snorkelingkompletnie zabudowane, więc bez problemu można znaleźć ustronne miejsce. Pomyśleliśmy, że jest to doskonała wyspa na naszą przygodę w stylu Robinson Crusoe albo rozbitków ze słynnego serialu „Lost”. Na początek znajdujemy idealne miejsce na całodzienny wypoczynek – w cieniu pod drzewkiem na szerokiej białej piaszczystej plaży, dookoła nas prawie nikogo nie ma. Rzucamy plecaki pod drzewo i biegniemy do turkusowej wody. Jest z nami Edyta i Tomek, para z Polski, którą poznaliśmy jeszcze na Bali w drodze do Ubud i od tego czasu razem podróżujemy. Gdy jedni pływają drudzy pilnują plecaków i tak na zmianę. Rafa znajduje się tuż przy brzegu, więc próbując wypłynąć na głębsze wody trzeba uważać, żeby się nie pokaleczyć. Widoki pod wodą są przepiękne, w przeciwieństwie do Gili Trawangan, tutaj rafa jeszcze nie jest zniszczona, wciąż można zobaczyć żywe kolory czerwieni, zieleni, granatu, żółci i pomarańczy oraz ławice różnorodnych ryb we wszystkich kolorach tęczy, jest to zupełnie inny świat, tak rzadko dostępny dla naszego oka. Czas poświęcony na podglądanie rybek tak szybko mija, z kilku minut robi się godzina, a ty wciąż chcesz widzieć więcej i więcej…

Popołudniem chłopaki wyruszyli na poszukiwanie miejsca na nocleg, udało im się znaleźć małą wiatę położoną na plaży, w okolicy poza ruinami dawnego hotelu nic nie było – idealne miejsce na spędzenie nocy. Zebraliśmy drewno i przy zachodzie słońca zaczęliśmyGili Meno 2 rozpalać ognisko, w tle było widać dwa wulkany z Bali, a z meczetów zaczęły dobiegać nawoływania muezinów. Na plaży pojawiło się kilku miejscowych zbieraczy krabów, każdy odnosił się do nas z sympatią, nawet pomogli nam znosić drewno. Na rozgrzanych kamieniach gotowała się woda na herbatę, a w żarze piekły się ziemniaczki – prawdziwy rarytas. Długie rozmowy i wpatrywanie się w rozgwieżdżone niebo półkuli południowej, tu gwiazdy wyglądają inaczej, cóż więcej chcieć od życia, pełnia szczęścia. Można by tak było przez całą noc, ale abyśmy za bardzo nie popłynęli w tym naszym raju, choroba Mariusza ściągnęła nas z powrotem na ziemię. Najpierw zrobiło się mu zimno, później doszły dreszcze, ciało rozpalone, sprawdzamy temperaturę – 38°C, pół godziny później jest już 39°C, nie mamy wątpliwości – to zatrucie pokarmowe, ryba, którą zjadł na obiad była nieświeża. Sprawdzamy apteczkę i znajdujemy antybiotyk, działający na większość bakterii przewodu pokarmowego, który zapisał nam lekarz specjalista od chorób tropikalnych. Temperatura zaczęła powoli spadać i rano już się unormowała. Wracamy do raju! Kolejny dzień plażowania, snurkowania i leniuchowania, a wieczorem znów ognisko i nocka na plaży. Właśnie o czymś takim marzyłam – Gili Meno na zawsze pozostanie w moim sercu:)

Dodaj komentarz

Kategorie

Artykuły
Blog
Facebook Iconfacebook like buttonYouTube IconSubscribe on YouTube