Chiapas, tacosy i kaktusy

Opublikowano : 14 stycznia 2015

Z czym kojarzy Wam się Meksyk? Z sombrero, z mariachi, z haciendami, z cowboyami? Oczywiście wszystko to można spotkać w tym kraju, ale widok ten jest na tyle rzadki, że z całą pewnością można przyznać, że stereotypy żyjące w naszych głowach dalekie są od rzeczywistości zastanej w Meksyku i choć nieraz chcielibyśmy, żeby były prawdziwe, to wynika to tylko z egzotyzacji i potrzeby szukania odmienności.

Kuchnia
To co z pewnością wyróżnia Meksyk, to kuchnia. Mole poblano, czyli kurczak w sosie czekoladowym, tacosy, quesadille, queso fundido, guacamole, nachosy, empanadas, to tylko nieliczne z przysmaków, które można tu posmakować. Meksykanie uwielbiają comida rapida, czyli fast foody, stoiska z szybkim jedzeniem można znaleźć na każdym rogu ulicy. Nic też dziwnego, że istnieje tu największy odsetek ludzi cierpiących na nadwagę, z czego notabene są bardzo dumni.

Muzyka
Spotkać mariachi nie jest łatwo, ale szczególnie dużo jest ich w stolicy na Placu Garibaldiego. Mogą zagrać i zaśpiewać piosenkę dla Ciebie za około 100 Peso (7$). Muzyka otacza Cię cały czas i to wcale nie dzięki mariachi. Każdy sklep, apteka, restauracja, czy małe stoisko posiada ogromny głośnik, z którego grają miejscowe hity. Doskonale odzwierciedla to żywe usposobienie Meksykan.

Zabytki
Zabytkowe miasta Majów i Azteków stanowią jedną z największych atrakcji turystycznych Meksyku. Nietrudno się dziwić, ogromne piramidy będące formą kalendarza, bogato zdobione świątynie, pałace, boiska do rytualnej gry w piłkę nożną oraz miejsca składania ofiar, robią niesamowite wrażenie. Wspinaczka stromymi schodami na szczyt piramidy, to istna wędrówka w czasie. Chichen Itza, Palenque, Tulum, Teotihuacan, to tylko jedne z nielicznych zabytków archeologicznych, ale chyba najbardziej spektakularne i zdecydowanie warte obejrzenia nie tylko dla miłośników historii.

Natura
Krajobraz Meksyku jest niezwykle zróżnicowany, od bujnej dżungli porastającej Półwysep Jukatan, po pustynię. Najbardziej zdziwił nas fakt, że prawie cały kraj pokryty jest wyżynami i górami. Największe wrażenie na nas zrobił widok suchych wzgórz porośniętych lasami kaktusów: wysokie, smukłe zielone słupy, inne rozwidlające się na liczne rozgałęzienia, jeszcze inne mające zdrewniały pień, z którego wychodzą zielone łodygi oraz ogromne opuncje – widok niesamowity i jedyny w swoim rodzaju. Drugim miejscem, które zrobiło na nas równie wielkie wrażenie, był Kanion Sumidero, wraz ze swoim niezwykłym wodospadem. Z daleka wygląda on jak wielka zielona choinka porastająca skalne zbocze, jednak gdy podpłynie się pod niego, to już prawdziwa impresja. Po wyrastających ze skały wypustkach spływają krople wody, rozpraszające się w powietrzu, tworzą iście magiczny widok.

Ludzie
To co najbardziej nas interesuje podczas podróżowania, to drugi człowiek. Usposobienie Meksykan jest bardzo żywe, ale nie są tak przyjaźni i otwarci na obcokrajowców, jak Azjaci. Podczas podróży po Azji przyzwyczailiśmy się, że każdy zwraca na nas uwagę, uśmiecha się do nas, wita się z nami i próbuje nawiązać rozmowę. W Meksyku jedynymi osobami, które próbowały nawiązać z nami kontakt, byli kelnerzy próbujący przyciągnąć nas do swojej restauracji. Można powiedzieć, że byliśmy niemal niewidoczni, właściwie do momentu, w którym wyciągaliśmy aparat i chcieliśmy zrobić komuś zdjęcie. Meksykanie są bardzo wrażliwi na tym punkcie, zwłaszcza rdzenni mieszkańcy stanu Chiapas – Tzotzile. Kobiety ubrane w spódnice wykonane z owczej wełny i kolorową bluzką uwydatniającą biust, przepasane szerokim pasem oraz uczesane w dwa warkocze przeplatane i związane wstążką, wzbudziły naszą ogromną ciekawość. Niestety nawiązanie kontaktu z nimi było niezwykle trudne, a zrobienie zdjęć niemalże niemożliwe. Tzotzile wierzą, że fotografia kradnie ich duszę, choć wydaje nam się, że jest to wtórne przeświadczenie, dużo istotniejsze w tym przypadku jest ich przekonanie, że turyści sprzedają ich zdjęcia jako pocztówki, zarabiając na tym pieniądze, podczas gdy oni nic z tego nie mają. Trudno się z tym nie zgodzić, może nie każdy sprzedaje zdjęcia jako pocztówki, ale wykorzystuje je jako promocję samego siebie. W tym momencie pojawia się dylemat moralny – robić zdjęcia, czy nie robić? Dylemat ten jest trudny do rozstrzygnięcia, z jednej strony chcesz uszanować czyjeś przekonania, ale z drugiej strony miejscowi zdają sobie sprawę, że zachowując swoje zwyczaje stają się niezwykle atrakcyjni dla turystów, na których również zarabiają. Dlatego chyba należy znaleźć drogę środka, czyli nie naruszać niczyjej intymności, ale też nie pozbawiać siebie kilku pamiątkowych zdjęć. Tak też próbowaliśmy postępować, aparatu nie wyciągaliśmy zbyt często, ale to nie znaczy, że nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia. Ponadto byliśmy w dużo korzystniejszej sytuacji niż większość podróżnych, ponieważ odwiedziliśmy naszego znajomego antropologa – Marcina, który od półtora roku prowadzi badania w małym pueblo – Chenalho, niedaleko San Cristobal de las Casas. Wspólnie odwiedziliśmy miejscowego medyka, Don Vincenta – lekarza, praktykującego medycynę zachodnią, ale współpracującego z przedstawicielami medycyny tradycyjnej. W leczeniu używa on między innymi „cudownego” lekarstwa, jakim jest pox, czyli miejscowy alkohol (około 60-70%-owy) wytwarzany z melasy trzcinowej. Miejscowi wierzą w jego magiczne właściwości, stąd też zarówno leczenie, jak i spotkania towarzyskie nie odbędą się bez tego trunku. Ponadto odwiedziliśmy miłośnika tradycyjnego stylu życia, będącego w posiadaniu nagrań na starych szpulach filmowych z lat 80-tych i początku lat 90-tych, na podstawie których pragnie odtworzyć stroje i zwyczaje, o których z biegiem lat zapomniano. Na koniec spotkaliśmy się z Regidores – przedstawicielami okolicznych wiosek, wybieranymi na okres roku, w czasie którego przebywają w Chenalho, a ich głównym zadaniem jest organizacja fiest. W miejscu tym należy podkreślić, że umiłowanie Meksykan do fiest jest niezwykle ogromne, gdyby mogli, to świętowaliby w każdy weekend. Regidores noszą tradycyjne stroje, kapelusze z kolorowymi wstążkami (listones) i frędzlami, ciemną kamizelkę z owczej wełny i białą tunikę, przepasaną skórzanym pasem, a także własnoręcznie utkaną torebkę. W zamian za skrzynkę Coca-Coli zgodzili się na fotografowanie. Co istotne stanie Chiapas zanotowano największe spożycie Coca-Coli na świecie, miejscowi traktują ją jako napój rytualny. Na koniec należy wspomnieć jeszcze o niezwykłej religijności Tzotzili. Mimo, że określa się ich katolikami, to ich wierzenia znacznie odbiegają od doktryny religijnej. W miasteczku San Juan Chamula znajduje się niezwykły kościół. Miejscowi przepędzili z niego księdza, a rytualne obrzędy odprawiają szamani. Wewnątrz kościoła płonie tysiące świec, podłoga wyścielona jest igliwiem, wzdłuż ścian rozstawione są wizerunki świętych, z zawieszonymi lusterkami na ich piersi, chroniące ich przed złym urokiem. Indianie bardzo żarliwie modlą się przed posągami, wręcz zanoszą się płaczem. Prosząc o zdrowie dla członka swojej rodziny, przynoszą ze sobą kurę, którą składają w ofierze ukręcając jej głowę, w międzyczasie popijając pox. W żadnym innym stanie Meksyku nie znaleźliśmy tylu rdzennych mieszkańców, co w Chiapas i nie poznaliśmy tylu niesamowitych historii.

Choć Meksyk wcale nie jest tak egzotyczny, jak nam się początkowo wydawało, to nadal można znaleźć elementy odmienne od naszej kultury, a szczególnie w stanie Chiapas. To co chyba najbardziej nas różni, to zamiłowanie do kolorów. Podczas, gdy w Polsce wszystko jest szare lub ewentualnie pastelowe, co można uznać za szczyt ekstrawagancji, w Meksyku żywe kolory wręcz biją po oczach, a stare budynki i obskurne miejsca zyskują blasku dzięki oryginalnym muralom. Jeśli dodać do tego jeszcze wszechobecną muzykę, to od razu robi się weselej na sercu i dzień staje się przyjemniejszy.

Dodaj komentarz

Kategorie

Artykuły
Blog
Facebook Iconfacebook like buttonYouTube IconSubscribe on YouTube