Habli Babli w Bangkoku

Opublikowano : 10 sierpnia 2014

- Hey you, come and join as, what is your name? – powiedział Chris.
- Hans.
- Beer for everybody! – zaproponował rozbawiony i już dość mocno pijany Chris.
- I love you long time – powiedziała właścicielka baru.
- What is your name? – ponownie zapytał Chris.
- Still Hans – odpowiedział lekko zirytowany Niemiec.
- Hans sit down! Hans sit down!!! – wrzeszczała właścicielka baru, której wtórowały mocne bity dyskotekowych hitów i głośny śmiech jej towarzyszy.

Tak wyglądają rozmowy o czwartej nad ranem w Bangkoku. Mieszkaliśmy w dość przyjemnym hotelu, przy „nieco spokojniejszej” uliczce, na obrzeżu centrum turystycznego wokół Khao San Road. Pokoje były czyste, nawet mieliśmy swoją łazienkę i darmowy dostęp do wi-fi, niestety minusem był brak szyb w oknach, zamiast nich była siatka przeciw komarom, dzięki czemu z jednej strony w pokoju było świeże powietrze, ale z drugiej strony docierały do nas wszystkie hałasy z ulicy. Głośna muzyka, śmiechy, krzyki i pijackie rozmowy towarzyszyły nam każdej nocy. Najgorsze jednak było ujadanie psów, bestie szczekały tak głośno jakby miały kogoś zaraz pożreć – nasza wyobraźnia podpowiadała nam różne scenariusze i obawiam się, że każdy z nich mógł być równie prawdopodobny. W ciągu dnia niejednokrotnie przechodziliśmy uliczką obok tych wściekłych nocnych stworzeń, prowadziła ona na tyły restauracji, przechodząc przez którą można było w szybki sposób znaleźć się na Khao San Road. Jednak gdy tylko zapadał zmrok, miejscowi zabraniali nam tamtędy przechodzić, raz nawet jedna babcia nieznająca angielskiego zamaszyście machała do nas rękami, aby nas zatrzymać, mimo to zaciekawieni przeszliśmy dalej. Zobaczyliśmy psy bacznie obserwujące ludzi zgromadzonych dookoła drewnianego podestu, na którym siedziała starsza kobieta, na podeście były karty i całkiem spory plik pieniędzy… reszty nietrudno się domyślić. Po kilku nieprzespanych nocach postanowiliśmy zmienić pokój. Spędziliśmy w nim zaledwie 2 noce, po tym jak pewnego wieczoru przywitała nas niespodzianka – po otwarciu drzwi, z pokoju wybiegł kot. Skąd on się tam wziął? Staliśmy chwilę bez ruchu nie wiedząc co się dzieje. Zapaliliśmy światło i zobaczyliśmy wielką dziurę w suficie, na łóżku leżał rozwalony kaseton pokryty warstwą liści. Mieliśmy ogromne szczęście, że nie było nas w pokoju, w momencie gdy zarwał się sufit. Spakowaliśmy plecaki, a menadżer hotelu z uśmiechem na ustach wręczył nam klucze do poprzedniego pokoju.

Bangkok to nie tylko stolica Tajlandii, to również stolica rozrywki. Alkohol leje się tu hektolitrami, nietrudno też o narkotyki, na samotnych chłopaków czyhają „damy do towarzystwa”, a kierowcy tuk tuków oferują przejażdżkę na ping-pong pussy show. W cieniu ogromnych centrów biznesowych znajdują się zniszczone, nadgryzione zębem czasu budynki, a wzdłuż rzeki w ledwo stojących drewnianych domach na palach mieszka biedota miejska. Khao San Road przyciąga kolorowymi neonami, klubami przepełnionymi pijanymi turystami, salonami tatuażu, tanim jedzeniem oraz straganami z oryginalnymi ubraniami. Można skosztować tu tak egzotycznych potraw jak: skorpiony, karaluchy, larwy czy innego rodzaju robaczki. Popularnością cieszą się salony krawieckie szyjące garnitury dla mężczyzn w bardzo niskich cenach. Bez problemu można także wyrobić sobie tu rożnego rodzaju dokumenty. Nic więc dziwnego, że Todd Phillips wybrał Bangkok, jako miejsce akcji drugiej części filmu „Kac Vegas”.

Bangkok

Turystyczno – imprezowe oblicze Bangkoku nie przypadło nam do gustu. Jeśli tylko było to możliwe uciekaliśmy w inne części miasta. Szczególnie spodobało nam się pływanie kanałami, jest to bardzo przyjemny środek lokomocji, którym w szybki sposób można poruszać się pomiędzy niektórymi częściami miasta – doskonała alternatywa do zatłoczonych autobusów poruszających się po zakorkowanych ulicach. Pływanie kanałami Bangkoku to również popularna atrakcja turystyczna. Godzinna przejażdżka „prywatną” łodzią przystrojoną kiczowatymi plastikowymi kolorowymi kwiatami kosztuje 800 Batów za osobę, natomiast pływanie „wodnymi autobusami” to koszt maksymalnie 20 Batów. Oczywiście my zawsze korzystaliśmy z tej drugiej opcji, jak mówi stare dobre telewizyjne porzekadło: „jeśli nie widać różnicy, to po co przepłacać”:).

Kontynuując temat kanałów, zrobiliśmy sobie jednodniową wycieczkę za miasto, aby zobaczyć targ na wodzie w Damnoen Saduak. Miejsce to samo w sobie jest urokliwe i niezwykle barwne. Łodzie pływające kanałami pełne są owoców, warzyw, kwiatów, kapeluszy … i turystów. No cóż, każdy narzeka na ogromną liczbę turystów, ale jesteśmy jednymi z nich, więc chyba trzeba się już z tym pogodzić, jak i z tym, że miejsca takie jak to, będą żyć głównie dzięki turystom. Wzdłuż brzegu ustawione są łodzie, na których przygotowywane są posiłki, bez problemu można na nich grillować, smażyć i gotować. W powietrzu unosi się para oraz zapachy potraw, które rozbudziły w nas apetyt, zamówiliśmy zupę z kurczaka oraz z owoców morza. Oj, jakie rozczarowanie przeżyliśmy, gdy zobaczyliśmy nasze zupy – kawał krwistej wątroby oraz udko z kurczaka z resztkami piór nie wyglądały zachęcająco, zapach był odpychający i jak się okazało smak był równie ohydny.

Do naszych ulubionych potraw z kuchni tajskiej należy oczywiście Pad Thai, czyli makaron ryżowy z kiełkami, orzeszkami ziemnymi, jajkiem i niewielką ilością warzyw. Do każdej potrawy otrzymuje się papryczki chilli w różnych zalewach, które nadają potrawie ostrości oraz kwaśnego smaku. Na Pad Thai chodziliśmy zawsze do restauracji położonej nad brzegiem rzeki, gdzie można było zjeść w miłym otoczeniu z widokiem na pływające po rzece łodzie. Na kolację codziennie jedliśmy naleśniki z bananem, polane skondensowanym mleczkiem – PYCHA! Sekretem smaku było ciasto, w odróżnieniu do zwykłego ciasta naleśnikowego, trzeba było je uformować w taki sam sposób jak ciasto na pizzę.

W Tajlandii spędziliśmy zaledwie tydzień, nie był to główny cel naszej podróży, przyjechaliśmy tu tylko po to, aby wyrobić wizy do Myanmaru. Naszą wizytę w Bangkoku możemy podsumować jednym prostym stwierdzeniem „relax, take it easy”. 

Dodaj komentarz

Kategorie

Artykuły
Blog
Facebook Iconfacebook like buttonYouTube IconSubscribe on YouTube